Muzykolog (ur.1946), studia w zakresie muzykologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w 1973 roku. Lata 1973/74 spędził w Wielkiej Brytanii pracując w Divine Mercy College jako wykładowca przedmiotów muzycznych. Po powrocie do kraju w 1974 r. podjął pracę w charakterze pracownika naukowego w macierzystym Instytucie Muzykologii KUL pracując tam do 1983 roku. Wraz z żoną Danutą (również muzykologiem) założył grupę zespołów muzycznych (o różnym charakterze) w Poniatowej (woj. Lublin) poświęcając się pracy dydaktycznej z dziećmi i młodzieżą. Największym osiągnięciem Witolda Danielewicza stał się dziecięcy zespół muzyki dawnej „Scholares Minores pro Musica Antiqua” oraz dziecięcy chór „Szczygiełki” uzyskując z nimi wiele najwyższych nagród na festiwalach i konkursach w kraju i zagranicą. Do chwili obecnej (2011 r.) zespoły prowadzone przez pp. Danielewiczów wykonały ponad 2600 koncertów (w tym podczas 110 tournee zagranicznych m. in. w USA, Kanadzie, Japonii, Australii, Meksyku, Ekwadorze oraz większości państw europejskich). W roku 2012 uzyskał tytuł doktora nauk humanistycznych ze specjalnością pedagogiki w zakresie psychopedagogicznej kreatywności muzycznej.
Odznaczony: wieloma odznaczeniami resortowymi np. medalem Zasłużony dla Kultury Polskiej (dwukrotnie), a także odznaczeniami państwowymi – Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi oraz Kawalerskim i Oficerskim Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski (2011).
Fragmenty książki Pięciolinia życia – Małgorzata Mokrzysz
Kształcony muzycznie od 6 roku życia (skrzypce i fortepian) trafiłna Katolicki Uniwersytet Lubelski na muzykologię. Tuż po ukończeniustudiów pracował przez rok w Wielkiej Brytanii, ucząc muzyki welitarnym Divine Mercy College w miejscowości Heleny-on-Thames. Wróciłna KUL, by przez dziesieć lat pracować jako wykładowca… dopóki zdrogi kariery naukowej nie zawróciła do pani Danusia. Ukończył studiapodyplomowe na wrocławskiej Akademii Muzycznej.
Prowadzi: Kameralną Orkiestrę Smyczkową, „Scholares”, „Mały Scholares”
Nagrody: jak u pani Danuty – nie sposób przytoczyć. Gdyby nawet spróbować wybrać te najistotniejsze – powstanie książka. Najkrócej – trzyciestopięcioletnie „żniwo” pucharowe zespołu.
Lubi: dzieci. Ich szczerość, otwartość, spontaniczność daleką od hipokryzji dorosłych. Ich nieskomplikowany i niezwykle precyzyjny ogląd świata.
Nie lubi: a) kożucha na mleku b) roboty papierkowej c) zarodków w jajku
Na zajęciach lubi: jak dzieciom wychodzi. Gdy łapią o co chodzi i żywo reagują
Na zajęciach nie lubi: gdy dzieci przeszkadzają. Szlag go trafia i wtedy zachowuje się mało przyjemnie
Po zajęciach: Najchętniej udaje się w kierunku domu i pada „na pysk” (do łóżka)
Słucha: Pani (czyt. żony). Na muzykę nie ma czasu. Wstyd się przyznać, ale to prawda. Nie ma kiedy.
Ulubiony kompozytor: Chyba nie ma takiego, żeby powiedział np. Malinowski Józef. Lubi barok. I w ogóle muzykę dawną
Muzyczne antypatie: techno. Absolutnie. Nie trawi. Od techno. Jest autentycznie chory.
Książka: Z tych modnych – „Kod Leonarda” wydał mu się tak pretensjonalny i tak pozbawiony głębszego tła, analizy, że znużył go potwornie. Epatowanie pisarza quasi odkryciami to nie w jego guście. Lubi książki Michała Hellera.
Marzy o: spokoju, o normalnym życiu
Gdyby nie był muzykiem, to: oj, naprawdę ciężko sobie wyobrazić, że mógłby robić cokolwiek innego. Nie, nie umie. Nawet boi się myśleć.
W wolnym czasie: nie wie, co by robił, bo takowego nie ma
Najważniejsze w życiu jest: to, żeby lubić swoją pracę.
Witold Danielewicz conducted the choir „Szczygieiki” from 1985-1996 and currently directs the chamber string orchestra „Kameralna Orkiestra Smyczkowa” and (together with his wife Danuta) an early music group „Scholares Minores pro Musica Antiqua”. He is also the choir”s Manager. Mr Witold Danielewicz was Director of House of Music (1987-2009).
CZŁOWIEK POZYTYWNIE ZAKRĘCONY
wywiad z Witoldem Danielewiczem
Jak to się stało, że zainteresował się Pan muzyką?
Należy powiedzieć, że to właściwie muzyka zainteresowała się mną, a nie ja muzyką. Moi rodzice, będąc wielkimi melomanami posłali mnie na lekcje skrzypiec w wieku 6 lat. Potem poszło już „z górki”. Kontynuując naukę zdałem do podstawowej szkoły muzycznej, potem do liceum muzycznego i na koniec zdałem egzaminy do Instytutu Muzykologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Podczas tych wszystkich nauk zacząłem poznawać wszystkie tajniki i „smaki” muzyki. Po latach nie wyobrażam sobie życia bez niej.
Mógłby Pan opowiedzieć nam coś o swojej „karierze” nauczyciela?
Nauczycielem zacząłem być już na studiach, dorabiając do stypendium. Uczyłem przedmiotów muzycznych w dwóch seminariach duchownych – w Lublinie i Tarnowie. Potem zostałem wykładowcą w instytucie muzykologii KUL, równolegle pracując społecznie przez 8 lat w Poniatowej. W 1987 roku zostałem dyrektorem Domu Muzyki w Kraczewicach i od tej pory moim „fachem” stało się nauczycielstwo, natomiast karierę naukową na uniwersytecie porzuciłem bez większego żalu w 1983 toku na rzecz pracy z dziećmi w Poniatowej. Praca ta dała mi o wiele więcej radości i satysfakcji, stając się moim drugim życiem.
Kiedy po raz pierwszy spotkał się Pan z p. Danusią i czy była to miłość „od pierwszego wejrzenia”?
Na pierwsze pytanie – Na studiach. Drugie – Tak.
Co sprawiło, że wrócił Pan razem z p. Danusią do Poniatowej, by założyć zespół „Szczygiełki” i potem „Scholares Minores”?
Historia zaczyna się od tego, iż p. Danusia miała mamę, która po studiach „ściągnęła” ją do naszego miasta, do pracy w szkole podstawowej, jako nauczycielkę muzyki. Pani Danusia, „zaszczepiona” muzyką dawną na studiach nie omieszkała założyć natychmiast chóru dziecięcego, a zaraz potem zespołu (początkowo) fletowego, który z czasem przerodził się w znany wszystkim „Scholares Minores pro Musica Antiqua”
Jednym z Pana hobby jest arktofilia – zbieranie misiów. Od czego to wszystko się zaczęło? Ile misiów liczy Pana kolekcja? Czy są inne hobby?
Zbieranie misiów zaczęło się w 1979 roku, kiedy to podczas festiwalu w Kielcach otrzymałem nagrodę za skomponowanie piosenki festiwalowej, Nagrodą tą był miś, który nazywa się Synek. Drugi to znany wszystkim wielki, żółty miś Kierownik, którego wygraliśmy na festiwalu piosenki harcerskiej w Siedlcach. Dziś kolekcja liczy około 500 misiów. Po Wystawie Misiów zorganizowanej na 25 lecie zespołu TV3 nagrała program o wystawie, który był pokazywany w trzech programach telewizji m. In. w teleekspresie, który przyznał mi honorowy tytuł „Człowieka pozytywnie zakręconego”.
Jakiej muzyki Pan słucha?
Głównie lubię muzykę dawną. Ta muzyka uspokaja mnie i wyjątkowo pasuje do mojej mentalności. Oprócz tego lubię także dobrego rocka, bluesa i gospel.
Umie Pan mówić świetnie po angielsku, niemiecku i rosyjsku. Trochę po łacinie i uczy się Pan hiszpańskiego. Skąd to zainteresowanie językami? Wszystko Panu wchodzi do głowy bez problemu?
Nie powiedziałbym, że tak znowu bez problemów. Wydaje mi się, że nie ma takich ludzi, którzy uczą się czegokolwiek bez wysiłku. Mnie jest o tyle łatwiej, że mając pojęcie o czterech językach obcych, piątego uczy się już wiele łatwiej. Jak sądze, każdego ta łatwość może spotkać przy założeniu, że zna kilka innych języków.
Czy jest Pan dobrym kucharzem? Jeździ Pan po całym świecie. Co jest najsmaczniejsze?
Lubię gotować, jeśli mam odpowiednie produkty (o co wbrew pozorom w Polsce jest nadal trudno). Mam szereg potraw, które lubię i umiem przyrządzać – jeśli mam czas. Z tych potraw wymieniłbym indyjską potrawę curry, którą robię bardzo pikantną. Być może kiedyś zaproszę wszystkie dzieci na wspólną ucztę, na której głównym daniem będzie curry.
Kim mógłby Pan być, gdyby nie został Pan muzykiem?
Chyba tylko „kariera” muzyczna jest mi pisana, gdyż miałem szansę zostać niezłym skrzypkiem. Ale życie potoczyło się w ten sposób, że zostałem nauczycielem dzieci w Poniatowej, czego absolutnie nie żałuje.
Dziękuję za rozmowę
Agnieszka Szwajgier (Szczygiełek News, nr 16 grudzień 2007)