Absolwentka Średniej Szkoły Muzycznej w Kielcach w klasie skrzypiec. Ukończyła studia muzykologiczne w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim oraz Studia Podyplomowe na wrocławskiej Akademii Muzycznej. Z poniatowskimi zespołami związana od 1984 roku prowadząc zajęcia gry na skrzypcach i wiolonczeli. Równocześnie pracowała w Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej im. K. Lipińskiego w Lublinie, a od 1991 jest dyrektorem Szkoły Muzycznej im. T. Szeligowskiego w Lublinie.
Fragmenty książki Pięciolinia życia – Małgorzata Mokrzysz
Lubi: Trudne pytanie. Na pewno lubi pracować. Lubi to, co robi. Pracę z dziećmi, młodzieżą – niewątpliwie tak. Mimo, że pracuje już trzydzieści lat, nie jest tym zmęczona. Poza pracą lubi ruch, sport
Nie lubi: tłoku
Na zajęciach lubi: gdy dzieciaki przychodzą przygotowane. I gdy są kontaktowe
Nie lubi: gdy dzieci podczas lekcji przeszkadzają
Po zajęciach: spieszy się na autobus. Kończy późnym wieczorem. W sobotę idzie na pływalnię
Słucha: Tego, co ludzie do niej mówią. Lubi wysłuchać. Słucha też muzyki (choć ma niewiele czasu). Ostatnio słuchała z dużą przyjemnością konkursu chopinowskiego (byli nawet w Warszawie – na żywo). Chętnie słucha radia. Bardzo lubi niedzielne audycje Kydryńskiego. Nie lubi tych całkiem nowoczesnych gatunków – rapu i innych takich łup, łup, łup
Ulubiony kompozytor: chyba Jan Sebastian Bach. Lubi go dlatego, że szalenie dużo zrobił dla muzyki i wszyscy potem z niego czerpali… Był tak płodnym kompozytorem. Jego utwory są takie przemyślane (tu sobie wypił piwko, a tu machnął jakąś kantatę). Mozarta też bardzo lubi. Mozart to niewątpliwy geniusz
Antypatie muzyczne: muzyka bardzo współczesna. Taka, której, mimo, że żyjemy już w XXI wieku, nie rozumiemy do końca i nie lubimy słuchać. Świetny jest Lutosławski, Górecki, Penderecki, ale już muzyka elektroniczna, czy jakiś taka straszna awangarda… za tym nie przepada
Książki: lubi. Ostatnio – jest w trakcie kupowania drugiej kolekcji „Gazety Wyborczej”. Kompletuje literaturę XIX w., bo XX już posiada. W lit. XX w odkryła „Żart” Kundery. Teraz czyta „Czerwone i czarne”. „Annę Kareninę” czytała całkiem niedawno; zupełnie inny odbiór, niż gdy czytała ją jako młoda dziewczyna. W tej chwili była nią zachwycona
Gdyby nie była muzykiem, to: byłaby lekarzem (może chirurgiem?). Domownicy utrzymują, i chyba coś w tym jest, że ma (po swoim tacie) zdolności manualne – potrafi zrobić wiele, nazwijmy to, męskich prac. Lubi na przykład robić różne rzeczy w drewnie. Kiedyś sama układała boazerię w domu
W wolnym czasie: Niewiele go ma. Bardzo niewiele. Zwłaszcza teraz. Właściwie wolna zostaje niedziela. Wtedy gotuje i spaceruje
Najważniejsze w życiu jest: myśli, że… odpowiedzialność
LUBIĘ UCZYĆ DZIECI
wywiad z Honoratą Pukos
Od kiedy Pani zaczęła uczyć dzieci w Poniatowej?
Hmmm…. Muszę sobie przypomnieć. To już tyle lat. Po raz pierwszy pracę w Poniatowej rozpoczęłam chyba w roku 1981 i pracowałam przez 9 lat. Później miałam przerwę i ponownie nawiązaliśmy współpracę trzy lata temu.
Od kiedy Pani zaczęła grać na instrumentach smyczkowych?
Na skrzypcach zaczęłam się uczyć, jak byłam małym dzieckiem. Byłam uczennicą drugiej lub trzeciej klasy podstawówki i dodatkowo uczęszczałam do Ogniska Muzycznego. Mój tato umiał grać na skrzypcach – pewnie chciał we mnie zaszczepić tę pasję i dbał o to, bym zaczęła ćwiczyć. Prowadził mnie na zajęcia, tak jak was przyprowadzają tutaj rodzice.
Czym się Pani zajmuje oprócz pracy w OPP?
Oprócz pracy w Ognisku Pracy Pozaszkolnej jestem dyrektorem Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. Tadeusza Szeligowskiego w Lublinie i w związku z tym mam sporo obowiązków biurokratycznych, których niestety nie lubię. Lubię natomiast uczyć dzieci i robię to z wielką przyjemnością tu w zespole, ponieważ dzieci są fajne, zdolne, miłe, grzeczne…
Jakie Pani ma hobby?
Lubię jeździć na swoją działkę i tam pracować, na przykład kosić trawę. Lubię spacerować po lesie, czytać książki, czasami poleniuchować, słuchać muzyki.
Czy jako dziecko była Pani pilną uczennicą?
Uczyłam się całkiem dobrze i lubiłam chodzić do szkoły. Może teraz nie wszyscy przepadają za szkołą, ale u mnie w szkole było całkiem fajnie, na przykład lubiłam świetnie prowadzone lekcje W-F – pamiętam to do dziś, bo wiele skorzystałam z lekcji i nie nudziłam się. Szkoła wyglądała inaczej, niż w tej chwili; pisało się piórem maczanym w kałamarzu z atramentem, za złe zachowanie dostawało się linijką w łapę od nauczyciela – sama tak kiedyś oberwałam na początku szkoły, jak siedziałam w pierwszej ławce i niechcący przy podawaniu ołówka nauczycielowi niefortunnie zahaczyłam o wazon z baziami, który chlup! przewrócił się na biurko, woda wylała się na dziennik a ja dostałam „łapę” twardą linijką. Z mojej strony było to niezamierzone, dziś taka kara jest nie do pomyślenia. Byłam pilną uczennicą, przez wiele lat chodziłam do dwóch szkół: podstawówka i ognisko muzyczne, następnie szkoła średnia i szkoła muzyczna.
Czy istnieje jakaś recepta, żeby nie grać a umieć? Jak najlepiej ćwiczyć?
Ohoho…. (śmiech). Nie ma takiej recepty, żeby się samo grało. Nawet utalentowani ludzie tego nie potrafią. Bez pracy nie ma nic – ani wyników, ani satysfakcji. Każdy z was – bardziej czy mniej utalentowany – musi ćwiczyć, ale ważne, żeby to robić mądrze. Nie „odgrywać” bezmyślnie, patrzeć na zegarek byle szybciej, byle skończyć. Nie tak. Trzeba ćwiczyć i myśleć, powtarzać trudne miejsca, grać w dogodnym tempie i wykazywać dużą cierpliwość.
Dziękujemy za rozmowę
Mateusz Szejka i Weronika Biały (Szczygiełek News nr 17 styczeń 2008)